Mając 20 lat byłam pewna, że nie chcę mieszkać tam, gdzie nic się nie dzieje. Duże miasto to mój żywioł – kluby, koncerty, muzea i fajni, inteligentni ludzie, w trakcie lub po dobrych studiach. Mając 20 lat byłam przekonana, że to się nie zmieni. Że to co podoba mi się w danej chwili, będzie dla mnie tak samo atrakcyjne w przyszłości.
10 lat mi zajęło zorientowanie się, że duże miasto to nie jest to czego potrzebuję. Że tłumy mnie nie kręcą tylko męczą, że alkohol to kiepska rozrywka, a w muzeum i teatrze byłam po dwa razy i nie uważam, żeby to coś wniosło do mojego życia. Że Ci inteligenci to może IQ mają ponadprzeciętne, ale z mądrością to nie zawsze idzie w parze. I że zamiast imprezować wolę poczytać książkę, wybrać się do lasu na rowerze, albo pospacerować po zielonej okolicy.